Denko: jakie kosmetyki zużyłam i co kupiłam w zamian
Torba z kosmetykami, które zużyłam znowu się zapełniła, dlatego postanowiłam pokazać Wam, co udało mi się zużyć, a także napisać, co sądzę o tych produktach. Tak jak ostatnio, oprócz zużytych kosmetyków i mini recenzji, pokazuję Wam także to, co mam na zastępstwo i czego będę używać w zamian. O większości tych produktów mam już wyrobione zdanie, dlatego też napiszę o nich kilka słów. Jak zazwyczaj - będą to kosmetyki pielęgnacyjne, ale znajdzie się także coś z kosmetyków do makijażu. Ostatnio po raz kolejny robiłam spore porządki w toaletce i wtedy też wyrzuciłam sporą torbę kosmetyków kolorowych, których już nie używam - zatem ich już Wam tutaj nie pokażę, dlatego warto śledzić mnie na instagramie (@delisheblog), bo tam robię takie spontaniczne porządki i pokazuję Wam na bieżąco, czego się pozbywam i co oddaję. Zatem przechodzimy do właściwej części tego wpisu.
PŁYN MICELARNY PURE BY CLOCHEE
Ten płyn dostałam od marki Pure by Clochee - marki, która jest od niedawna na rynku a już jest o niej głośno. To, co spodobało mi się od samego początku to sposób aplikacji - opakowanie z pompką zdecydowanie ułatwia dozowanie produktu na wacik. Samo działanie również mi opowiadało - płyn dobrze sobie radził ze zmyciem makijażu, w tym tuszu do rzęs i był pierwszym krokiem w moim wieczornym demakijażu. Miał mocniejsze działanie niż znane mi płyny i lepiej oczyszczał. Zdarzyło mi się, że gdy dostał się do oka to szczypał, dlatego starałam się robić demakijaż bardziej ostrożnie. Płyn był wydajny i myślę, że kiedyś sama go kupię. Następcą tego płynu jest nawilżający płyn micelarny marki Vianek. Niejednokrotnie już tutaj wspominałam, że płyny z Vianka kupuję właściwie cały czas, zmieniając tylko wersję - czasami jest to ta niebieska, innym razem pomarańczowa. Jest naturalny, łagodny, nie podrażnia, zmywa pierwszą warstwę makijażu i jest dobrze dostępny - czy to w drogeriach internetowych czy stacjonarnie - ja kupuję go w drogerii Jasmin.
ELIKSIR ESENCJA NAWILŻAJĄCA KOI COSMETICS
Polska marka Koi zauroczyła mnie swoją filozofią, tym, że stworzyły ją mama z córką i produktami - dlatego co jakiś czas, kolejny pojawia się w mojej kosmetyczce. Powstał nawet osobny wpis na jej temat - Odkrycie 2018 roku | Naturalna pielęgnacja twarzy z marką KOI, jeśli jesteście jej ciekawi, to zajrzyjcie do niego. Esencja to wodnisty produkt, który nakładałam pod krem. Miała fajną pipetę, którą mogłam aplikować produkt i dozować odpowiednią ilość. Esencja pomagała utrzymać nawilżenie twarzy, wzmacniała działanie kremu i była bardzo wydajna. Aktualnie wszystkie kosmetyki tej marki mi się skończyły, choć mam ogromną ochotę wypróbować krem nawilżający lub maseczkę. W zastępstwie esencji mam 3% kwas hialuronowy trójcząsteczkowy z BioUp. Kupiłam go podczas Targów Kosmetyków Naturalnych. Ma on właściwości mocno nawilżające, wygładzające, redukuje przesuszenia i sprawia, że skóra jest bardziej sprężysta i jędrna. Zazwyczaj nakładam go tuż przed kremem lub mieszam go z nim, przez co krem jeszcze mocniej nawilża.
KREM DO TWARZY ASOA
Będąc przy pielęgnacji twarzy, kolejny produkt, który zużyłam i który świetnie mi się sprawdził to krem Multi MSO marki Asoa. Będąc na Targach, zajrzałam na stoisko tej marki. Kupiłam wtedy maskę do twarzy i małe opakowanie kremu do twarzy. Chciałam najpierw zobaczyć, czy krem mi się sprawdzi i czy jest wart swojej ceny. Małe opakowanie, o dziwo, wystarczyło mi na długi czas - na około 2 miesiące użytkowania. Stosowałam go na dzień, pod makijaż, a także dosyć często na noc. Krem, mimo swojej treściwej konsystencji, dobrze się wchłaniał, a podkład nie warzył się i długo się utrzymywał. Pomagał mocno nawilżyć skórę, wystarczyła odrobina, aby pokryć całą twarz. Skóra była jędrna, elastyczna, miękka w dotyku i faktycznie dobrze nawilżona. Bardzo możliwe, że kiedyś kupię go ponownie, w miniaturowej lub większej wersji (pełnowymiarowy produkt kosztuje 129zł/50ml, nie jest to tani kosmetyk, dlatego warto polować na promocje). Następcą tego kremu jest krem marki Miya I'm Coco Nuts. To, co już zauważyłam, to ten krem ma lekką konsystencję i błyskawicznie się wchłania i pod tym względem jest odpowiedni na lato, gdy nie chcemy zbyt mocno obciążać skóry. Ja jednak, przyzwyczajona do bardziej treściwych kremów czuję niedosyt i ciągle szukam czegoś lepszego. Nie mam póki co nic na oku, więc jeśli macie coś do polecenia to koniecznie dajcie znać!
FIX+ MAC MGIEŁKA DO TWARZY
Kolejny produkt do twarzy, który zużyłam to mała wersja Fix+ z Mac. Jest to mgiełka do wykończenia makijażu - scala go i sprawia, że wygląda bardziej naturalnie, usuwa efekt pudrowości i łączy wszystkie warstwy makijażu. Fajny gadżet, ale nie uważam, żeby to był niezbędny produkt. Atomizer nie do końca mi się podobał - zostawiał duże krople na twarzy i musiałam spryskiwać nim twarz ze sporej odległości. W zamian mam mgiełkę utrwalającą z Lily Lolo, która ma o wiele lepszy atomizer - uzyskujemy dosłownie chmurkę produktu, który także usuwa efekt pudrowości, scala makijaż i sprawdza się zarówno przy produktach mineralnych jak i innych kosmetykach. Używam jej raczej do zniwelowania efektu "ciężkiego makijażu" i scalenia go niż jako produkt przedłużający jego trwałość i w tym celu bardzo dobrze się sprawdza. Pisałam o nim w poście Kompletny makijaż, czyli trzy kosmetyki do wykończenia makijażu.
PODKŁAD MINERALNY LILY LOLO
Od pewnego czasu regularnie sięgam po produkty mineralne. Marka Lily Lolo na stałe gości w mojej toaletce i w moim makijażu. Moja skóra polubiła się z tymi kosmetykami i zwłaszcza w sezonie wiosna-lato sięgam po nie bardzo często. Na blogu powstał wpis o tym, od czego zacząć swoją przygodę z kosmetykami mineralnymi i jak nakładać podkład w formie sypkiej, do którego przeczytania Was zachęcam, jeśli chcecie zacząć używać tego typu produktów. Wykończyłam zatem podkład mineralny w odcieniu Blondie. A w zastępstwie mam ten sam podkład, tylko w odcieniu China Doll, ponieważ zauważyłam, że bardziej mi pasuje. Gdy miałam jeszcze oba te produkty, to lubiłam je ze sobą mieszać i miałam idealny odcień podkładu. Podkład ten wygląda niezwykle naturalnie, ma ładne krycie i całkiem dobrą trwałość - dla mnie jest odpowiedni na co dzień, wtedy gdy nie potrzebuję bardzo długiej trwałości, a wystarczy mi kilka godzin. To, co podoba mi się w tym podkładzie to fakt, iż po kilku minutach od nałożenia, pokazuje na co go stać. Efekt pudrowości znika, scala się ze skórą, która wydaje się być gładka i ujednolicona. Bardzo lubię i na pewno będę do niego wracać.
SZAMPON Z WYCIĄGIEM Z BURSZTYNU JANTAR
Początkowo nie polubiłam się z tym szamponem, jednak sięgając po niego regularnie, zmieniłam zdanie. Lubię mieć wybór, jeśli chodzi o szampony, dlatego na mojej półce mam ich zawsze kilka tak, abym mogła je zmieniać i stosować dany szampon co 2-3 mycie. Dzięki temu, moje włosy lepiej wyglądają, a wrażliwa skóra głowy nie jest podrażniona. Stosuję zwykle trzy rodzaje szamponów - jeden mocniejszy do dokładnego oczyszczenia, drugi łagodniejszy, nawilżający lub ziołowy i trzeci np. z silikonami, który wygładza włosy. Szampon Jantar był delikatny, nie wysuszał włosów, domywał je i całkiem dobrze się pienił. Zawsze nakładam odżywkę lub maskę, więc nie wiem, jak radziłby sobie solo, ale w takim duecie był ok i co najważniejsze, nie podrażniał skóry. W zamian będę używać szamponu z Beauty Jar Oops I did it again!, który ma regenerować włosy, odżywiać i nawilżać. Co ciekawe, szampon ten, za sprawą jednego ze składników, ma pełnić funkcję naturalnego filtra UV, więc tym bardziej jestem ciekawa, jak sprawdzi się latem czy na wakacjach.
SZAMPON TEA TREE PETAL FRESH
Szampon Tea Tree przeznaczony jest do wrażliwej skóry głowy, a także ma pomóc z przetłuszczaniem się. Jest to niezwykle kontrowersyjny produkt, ponieważ ma chyba tyle zwolenników, co przeciwników. Słyszałam o nim różne opinie, jednak u mnie sprawdził się całkiem dobrze. Przede wszystkim, nie nakładam go bezpośrednio na skórę głowy, ale rozcieńczam go nieco z wodą, dzięki czemu nie jest tak silny i nie wysusza. Używam go max. raz w tygodniu lub co 3 mycie, aby dokładnie oczyścić skórę głowy i włosy. Po tym szamponie włosy są lekko uniesione i dłużej zachowują świeżość. Lubię też stosować go jako pierwszy szampon - myjąc włosy dwa razy (najpierw myję odrobiną tego z Petal Fresh), potem do drugiego mycia stosuję coś łagodniejszego czy nawilżającego). Podobnie jak wyżej, w zastępstwie mam szampon z Beauty Jar. Tym razem wybrałam wersję Big Badaboom, która ma być typowo oczyszczającym szamponem, który ma zwiększać objętość włosów. Będę zatem stosować go podobnie, czyli co 2-3mycie.
ODŻYWKA OIL REPAIR 3 BUTTER GARNIER FRUCTIS
Odżywkę kupiłam podczas jednej z promocji w Rossmannie. W składzie znajdziemy m.in. trzy olejki z jojoby, orzechów makadamia i migdałów oraz masło karite. Lubię takie bardziej zbite, gęste i treściwe produkty, gdy chcę ujarzmić włosy lub nieco je dociążyć. Czasami stosowałam ją po myciu, tak zwyczajnie na kilka minut, innym razem, po długim olejowaniu i emulgacji jako dodatkową odżywkę. Wtedy sprawdzała się najlepiej - włosy były dociążone, bardzo miękkie i gładkie. Bardzo możliwe, że kupię ją kiedyś ponownie. Aktualnie używam odżywkę rokitnikową z Natura Siberica, przeznaczoną do włosów słabych i zniszczonych, z efektem laminowania. Ta odżywka długo leżała w moich zapasach, ponieważ nie mogłam znieść jej zapachu. Jednak, gdy skończyła mi się wspomniana odżywka z Garniera, postanowiłam dać jej szansę. I znalazłam na nią sposób. Nakładam ją przed myciem włosów na około 15-20 minut, czasami zdarza się dłużej. Potem normalnie myję głowę i włosy szamponem i w zależności od potrzeby i czasu, jaki mam, nakładam czasami na umyte włosy inną odżywkę na 5 minut (nawet jakąś słabszą, którą chcę zużyć). I w takiej kombinacji, odżywka z Natura Siberica sprawdza się najlepiej. Włosy są bardzo miękkie, nawilżone, wygładzone i faktycznie zauważalny jest efekt "laminowania". Nie jest konieczne nakładanie drugiej odżywki, ale zauważyłam, że wtedy efekt jest bardziej widoczny i spotęgowany. Włosy bardzo dobrze się rozczesują, są niezwykle miękkie i przede wszystkim, zapach już nie jest tak wyczuwalny, jak w przypadku nakładania jej po myciu włosów, ponieważ jest "usunięty" przez szampon, a także drugą odżywkę. Jak widać, czasami po prostu trzeba znaleźć swoją metodę na dany produkt, zanim się go pozbędziemy czy wyrzucimy.
Znacie te kosmetyki? Jak Wam się sprawdziły? Kto poleci mi dobry krem nawilżający do twarzy?
ZOBACZ TAKŻE: