Mój codzienny makijaż, czyli kosmetyki które polecam i którym ufam
Lubię testować nowości i odkrywać fajne perełki, jednak w ostatnim czasie moje podejście nieco się zmieniło. Oczywiście nadal lubię kosmetyki i różne nowinki, jednak nie podążam już tak mocno za nimi i wiem, że nie muszę ich wszystkich mieć. Mam swoją bazę kosmetyczną i takie produkty, do których stale wracam. Co jakiś czas pojawia się też jakaś nowość, jednak mam też wśród nich sprawdzone kosmetyki, którym ufam i po które sięgam zawsze wtedy, gdy chcę, aby makijaż wyglądał dobrze i wiem, że się nie zawiodę. Pokażę Wam zatem kilka produktów, które są moimi ulubionymi, których aktualnie używam i lubię do nich wracać.
PODKŁAD LUMENE MATTE FOUNDATION
O tym podkładzie pisałam już niejednokrotnie na blogu, powstał nawet wpis z porównaniem do słynnego już Estee Lauder Double Wear Light (tam też pokazywałam jak wygląda na twarzy). Zużyłam już kilka opakowań tego podkładu i wracam do niego za każdym razem, gdy mi się kończy. Wyrównuje koloryt, ma dobre krycie, gama kolorystyczna także jest dobra i mi odpowiada (mój numer to 0 Light Ivory, ale jest jeszcze jaśniejszy odcień 00). To, co czasami jest moją zmorą, gdy testuję nowy podkład to to, że podkreśla skórki, warzy się lub nieestetycznie zbiera w załamaniach. W przypadku tego podkładu nie mam takich problemów i właśnie przez to do niego regularnie wracam. Ten podkład wytrzyma na mojej twarzy wiele godzin, myślę że do ok. 12h. Na pewno nie wytrwałby w nienaruszonym stanie jeszcze całej nocy, jednak nadal wygląda całkiem dobrze, zwłaszcza z mocniej utrwalającym i matującym pudrem jest w stanie przetrwać nieco dłużej niż te 12h. Dlatego z powodzeniem sprawdza się na dzień, na zwykłe wyjścia, podczas codziennych czynności. To co jeszcze jest istotne to sposób aplikacji - nakładam go zwilżoną gąbeczką i taka forma najbardziej mi odpowiada. Zwykle kupuję go w drogerii Pigment.
KOREKTOR POD OCZY CAMOUFLAGE CONCEALER HEAN
Na co dzień moja skóra nie wymaga stosowania korektora, a jeśli już to używam go w małych ilościach. Po niezbyt udanej przygodzie z TYM korektorem, postanowiłam wypróbować kryjący korektor z Hean. Używam go pod oczy, gdy chcę nieco wyrównać koloryt w tych okolicach i zakryć mniejsze cienie czy żyłki. Póki co, dobrze się sprawdza, nie warzy się, nie ciastkuje i ładnie wygląda przez dłuższy czas. Nie testowałam go jeszcze w cięższych warunkach, jak np. wesele czy inna długa impreza, ale na co dzień jest w porządku. Bardzo lubiłam też jasny korektor Perfect Stay 24H z Astor, jednak chyba nie jest już dostępny.
PUDER FLAWLESS MATTE LILY LOLO / LONG WEAR FINISHING GOLDEN ROSE
Na ten moment zostałam tylko z jednym pudrem, który swoją drogą mam na wykończeniu, a mianowicie Flawless Matte z Lily Lolo.
Dobrze współgra nie tylko z minerałami, ale także innymi podkładami.
Ten puder używam na co dzień, gdy nie potrzebuję mocnego efektu i
trwałości przez wiele godzin. Pisałam więcej na jego temat w poście Kompletny makijaż, czyli trzy kroki do wykończenia makijażu z Lily Lolo.
Jednak niedawno odkryłam świetny puder drogeryjny, który niesamowicie
wydłuża trwałość makijażu, utrzymuje go w ryzach przez wiele godzin i
pięknie wygląda na twarzy. Mowa o pudrze Long Wear Finishing z Golden Rose.
Jest bardzo drobno zmielony i mocno przypomina mi sławny puder z RCMA,
który miałam okazję testować. Potrafi pięknie wykończyć makijaż, daje
wręcz efektu bluru i wygładzenia. Nie sądziłam, że marka Golden Rose tak
mocno może mnie zaskoczyć! To stosunkowo nowy kosmetyk w mojej
kosmetyczce, ale już mogę powiedzieć, że to naprawdę fajny produkt,
którym warto się zainteresować i na pewno pojawi się jeszcze na blogu.
BRONZER GOTHAM NABLA
Gdy chcę nieco wykonturować twarz, to sięgam po chłodny bronzer w odcieniu Gotham z Nabli. Długo szukałam odpowiedniego odcienia, który będzie mi pasował i nie będzie zbyt ciepły i nienaturalny. I mogę powiedzieć, że wreszcie mi się to udało. Bronzer jest na tyle jasny i delikatny, że łatwo się z nim pracuje i nie powinniśmy zrobić sobie nim nieestetycznych plam. Świetnie dopasowuje się do skóry, współgra z podkładem, bardzo ładnie wygląda i utrzymuje się cały dzień. Pisałam o nim w Hitach Kosmetycznych i tam tez pokazywałam swatche. Plusem jest także fakt, iż możemy dokupywać sam wkład, bez opakowania, co jest bardziej korzystne cenowo (prawie 20zł różnicy). Bronzer dostaniemy w różnych drogeriach internetowych, np. w mintishop lub na stronie Sephory.
RÓŻ ROCKATEUR BENEFIT
Róże to jedne z moich ulubionych produktów. Swego czasu moja kolekcja liczyła kilkanaście produktów tego typu. Jednak po stopniowych porządkach i po dużym sprzątaniu toaletki, o którym pisałam tutaj: Porządki w kosmetykach | Jak bez skrupułów pozbyć się kosmetyków i uporządkować toaletkę zmniejszyłam ich ilość. Jedna z palet do twarzy, która ze mną została, to paleta różów i bronzerów z Benefit. Róż, który mnie zauroczył i po który sięgam niemalże codziennie to Rockateur. Początkowo leżał nieużywany i w makijażu używałam różu Dandelion albo Galifornia, ale gdy tylko go wypróbowałam to przepadłam. Cudowny odcień, rewelacyjna pigmentacja i trwałość. Świetnie mi pasuje i dzięki niemu przekonałam się, że bardziej odpowiadają mi koralowe, cieplejsze i przybrudzone odcienie wpadające w brąz niż bardzo chłodne i różowe. W różu już widać denko, a tu o czymś świadczy. Ostatnim różem jaki zużyłam w całości był wypiekany róż z MaxFactor w odcieniu Seductive Pink, który swoją drogą być również bardzo ładny i do którego być może kiedyś wrócę. Paletę z Benefit kupiłam w Sephorze - nie jest już dostępna w takiej konfiguracji, ale są bodajże dwie inne, które mają także nowe produkty i którymi warto się zainteresować. Róż z Benefit można także kupić jako pojedynczy produkt.
ROZŚWIETLACZ STROBING HIGHLIGHTER GOLDEN ROSE
Podobnie jak róże, kocham także rozświetlacze. W moich zbiorach miałam sporo egzemplarzy, ale po porządkach zostałam tak naprawdę z kilkoma produktami (dokładnie cztery sztuki), które pozwalają na uzyskanie różnych efektów. I sięgam po nie zamiennie - w jednym z nich mam już całkiem pokaźne denko. Jednak rozświetlacz, który mnie zauroczył i który daje nieco inny efekt niż pozostałe - zamiast grubszych złotych drobinek mamy efekt tafli, to rozświetlacz z Golden Rose, znajdujący się w palecie Strobing Highlighter. Po nałożeniu mamy subtelny, elegancki blask, który wygląda naprawdę niesamowicie. Efekt możemy stopniować w zależności od preferencji i potrzeb. W palecie znajdują się trzy rozświetlacze, ale ja sięgam najczęściej po ten w środku. Czasami mieszam go z pozostałymi, ale najlepszy efekt uzyskuję nakładając go solo. Na pewno jeszcze o nim opowiem więcej, bo myślę, że jest warty tego, aby napisać o nim osobny post. A jeśli zastanawiasz się jaki rozświetlacz wybrać, jak go używać i gdzie nakładać to zobacz mój wpis na ten temat.
CIEŃ BAZOWY MY SECRET NR 505
Nie
mogę w tym zestawieniu nie wspomnieć o cieniu z MySecret w numerze 505. Idealny
matowy cień na całą powiekę. Używam go zawsze, gdy chcę wyrównać jej
koloryt, zarówno w zwykłych makijażach, jak i tych, gdzie używam więcej
cieni i chcę, aby mocniej się trzymały i ich pigmentacja była większa.
Niepozorny, niedrogi cień, który dostaniecie w drogerii Natura ma
naprawdę świetną jakość, pigmentację i trwałość. Kupuję, jak tylko mi
się kończy i bije na głowę inne cieliste cienie, nawet z droższych
palet. Mój hit, o którym pisałam już nie jeden raz na blogu.
TUSZ DO RZĘS BOURJOIS/ GOLDEN ROSE
Jeśli chodzi o tę kategorię to nie mam ulubieńca - lubię tusze z silikonową szczoteczką i zwykle to mi wystarczy. Ważne, aby nie sklejał rzęs, rozdzielał je i wydłużał. Aktualnie używam tuszu do rzęs Volume Reveal z Bourjois i łączę go z tuszem False Lashes z Golden Rose. Lubię duety i bardzo często łączę dwa tusze, więc nawet jeśli jeden jest ciut słabszy, to drugi go trochę podciągnie i razem uzyskuję ładny efekt. Poza tym, lubię tusze z L'Oreal i Eveline. Ten z Boujois jest już na wykończeniu i w zapasach mam tusz Masterpiece Max z MaxFactor. Raczej nie sięgam po droższe, wysokopółkowe tusze do rzęs, ponieważ efekt ma moich rzęsach jest podobny. Z droższych maskar lubiłam They're real z Benefit, może kiedyś do niej wrócę, jednak póki co, wystarczą mi te drogeryjne. Na wydaję dużo na tusze do rzęs, natomiast na blogu powstał wpis o kosmetykach, na które jestem w stanie wydać więcej i jeśli jesteście ciekawi, co to takiego, to tam Was odsyłam.
POMADKA MAC CRAVING/ POMADKA MYSTIC MAUVE MAYBELLINE
Dwie pomadki, które zdecydowanie u mnie królują to pomadka marki MAC w odcieniu Craving oraz Mystic Mauve 250 z Maybelline. Używam ich zamiennie bądź w zależności od sytuacji. Obie są bardzo komfortowe w noszeniu i to przeważa w wyborze spośród dosyć dużej kolekcji, jaką posiadam. Pomadka Craving z MAC ma dosyć mocny, intensywny kolor i uwielbiam nosić ją jesienią i zimą, jednak nic nie stoi na przeszkodzie, aby nakładać ją na usta także w cieplejsze dni. Pojawiła się w ulubieńcach i odkryciach roku 2018 i tam pisałam o niej więcej. Bardziej naturalny efekt uzyskuję dzięki pomadce w odcieniu Mystic Mauve z Maybelline. Kolorystycznie zbliżona jest do moich ust, jest kremowa, masełkowata i gdy nie wiem co nałożyć lub nie chcę wybierać niczego wyróżniającego się, sięgam właśnie po nią.
Znacie te kosmetyki? A może któryś z nich Was zainteresował i zamierzacie go kupić? Napiszcie też, jakich kosmetyków Wy używacie i co jest stałym bywalcem w Waszej kosmetyczce.
ZOBACZ TAKŻE: