Liferia - październikowe pudełko Regeneracja
Jesień to taka pora roku, która zachęca nas do większego dbania o siebie. Wieczory są coraz dłuższe i chłodniejsze. Zatem lubimy się zrelaksować, odpocząć i nadać im nieco cieplejszego, przytulniejszego klimatu. Warto wtedy pomyśleć o sobie, poświęcić trochę czasu na małe spa - odprężające kąpiele, maseczki, a wokół klimatyczne świece i relaksująca muzyka. I taki właśnie motyw przewodni ma najnowsze pudełeczko Liferia, czyli Regeneracja. O jego zawartości możecie poczytać właśnie w tym wpisie.
Jak co miesiąc, do pudełeczka dołączone są karteczki z opisem produktów, a także coś specjalnego - porady, tym razem dotyczące pielęgnacji oczu, na którą składa się nie tylko odpowiedni krem, ale także sposób jego aplikacji, prawidłowy demakijaż, czy ochrona przeciwsłoneczna. Zatem zobaczmy, co znalazło się w środku.
Krem pod oczy Eye contour Dose Postquam, DNA Global (produkt pełnowymiarowy, 250zł/10ml, Hiszpania)
Nawiązując do karteczki z poradami dotyczącymi pielęgnacji oczu, którą znaleźliśmy w pudełku, w boxie znajduje się krem pod oczy na noc. Krem ma działanie nawilżające i przeciwzmarszczkowe, a także ma przyspieszać proces regeneracji komórek. Ma także wygładzić delikatną skórę na powiekach. Przyznam, że nie znalazłam jeszcze kremu idealnego pod oczy, cały czas coś testuję i szukam tego jedynego, dlatego cieszę się, że taki produkt znalazł się w tym pudełku. Na plus tego produktu przemawia opakowanie - higieniczna tubka zamiast słoiczka, do którego musimy wkładać palce. Jedyna rzecz, co do której mam wątpliwości to cena tego kremu - nie wiem, czy na kartce nie wkradł się błąd - ponieważ znalazłam go w sieci w cenie 78zł. Mimo wszystko jestem go bardzo ciekawa, tym bardziej, że wcześniej nie spotkałam się z tą marką w pielęgnacji.
Kredka do oczu Postquam (produkt pełnowymiarowy, 30zł, Hiszpania)
Kolejnym produktem jest czarna kredka do oczu. Niestety tu nie mogę wyrazić swojego zachwytu, ponieważ po pierwsze nie używam czarnych kredek a po drugie nie bardzo wiem jak ten produkt ma się wpisywać w motyw przewodni boxa, czyli Regenerację. Sama w sobie kredka nie jest zła, jest całkiem dobrze napigmentowana, miękka, można ją łatwo rozetrzeć, aby uzyskać efekt bardziej delikatny, rozdymiony. Jednak sama obecność tego produktu mnie nie zachwyciła. Fajnym pomysłem zamiast kredki byłaby na przykład maseczka (w słoiczku albo taka jednorazowa w płachcie) - która świetnie by się sprawdziła podczas naszego domowego spa i akcji-regeneracji. Może producent Liferii pomyśli o tym podczas komponowania kolejnego pudełeczka - myślę, że mnóstwo dziewczyn byłoby zadowolonych z tego powodu.
Witaminy na włosy w żelkach Jelly Bear Hair (produkt pełnowymiarowy, 139zł/300g, Polska)
Obecność tego produktu w pudełeczku wywołała wśród innych dziewczyn różne, skrajne emocje. Część z nich zachwycała się tym produktem, inne były niezadowolone i twierdziły, że skład pozostawia wiele do życzenia. A ja muszę się po cichu przyznać, że jestem gdzieś po środku. Żelki to suplement, które mają wpływać na kondycję włosów i zmniejszyć ich wypadanie. Nie wiem, czy skład faktycznie aż tak różni się od składu innych tego typu suplementów, więc ciężko mi się wypowiedzieć na ten temat. Jednak ja w włosami nie mam większego problemu ale mam problem z...podjadaniem :D. Tak, dobrze czytacie, a dokładniej uwielbiam podjadać żelki, o czym moi bliscy wiedzą i zamiast typowych słodyczy, kupują mi właśnie to. Dlatego muszę się przyznać, że fakt, iż te żelki znalazły się w pudełeczku całkiem mnie ucieszył, choć z innych pobudek niż powinien :D. Sama pewnie bym się nie skusiła na nie (cena jest naprawdę wysoka), ale na pewno je zjem (mam tylko nadzieję, że będą dobrze smakowały), a jeśli przy okazji w jakimś stopniu będą pozytywnie oddziaływać na moje włosy to już duży plus. Poza tym, miałam już kiedyś pyszne żelki z witaminą C i tamte pochłonęłam dosyć szybko. Wybaczcie, ale nie potrafię obiektywnie ocenić pojawienia się tego produktu w pudełeczku, bo uwielbiam żelki ;). Na pewno gdzieś w przyszłości dam Wam znać, co o nich sądzę i czy w jakiś sposób wpłynęły na kondycję włosów.
Spray intensywnie nawilżający do włosów Keratin G-Synergie (produkt pełnowymiarowy, 30zł/200ml, Polska)
Spray, który znalazłam w pudełeczku to nawilżająca kuracja do suchych i łamliwych włosów, która ma przywracać im miękkość i redukować puszenie się. Nie zawiera parabenów, oleju mineralnego, siarczanów i fosforanów. Przyznam, że lubię dbać o swoje włosy, stosuję różne odżywki, maski, oleje, jednak odżywki w sprayu traktuję nieco po macoszemu. Rzadko po nie sięgam i nie jestem zbyt regularna w ich używaniu. Być może teraz przełamię się i zacznę używać tej kuracji, a jeśli nie, to powędruje w inne, lepsze ręce :).
Malinowe masło do ciała Balneo Kosmetyki (produkt pełnowymiarowy, 19zł/50ml, Polska)
W pudełeczku znalazłam malinowe masełko do ciała, które idealnie wpisuje się właśnie w klimat jesienny i nasze domowe spa. A to niespodzianka! To masełko już kiedyś miałam, więc od razu mogę się z Wami podzielić moją opinią. Miałam także krem do rąk z tej samej serii - bardzo gęsty i treściwy, idealny na chłodniejsze pory roku. Oba produkty wspominam bardzo miło, masełko początkowo stosowałam do ciała, jednak potem nakładałam grubszą warstwę na dłonie na noc. Dzięki swojej treściwej i gęstej konsystencji świetnie nawilżało i regenerowało suche dłonie. Zapach jest bardzo ładny, intensywny, choć nie jest to typowy zapach malin, a raczej owoców leśnych. Mój krem do rąk właśnie się kończy, więc będę miała zastępstwo - zamierzam go stosować, tak jak wspominałam, na noc. Produkt zaraz na drugim miejscu w składzie zawiera masło shea, nieco dalej jest olej arganowy, olej avocado i macadamia, mamy tu również wodę siarczkową, co jest znakiem rozpoznawczym właśnie marki Balneo Kosmetyki. Wszystko to sprawia, że produkt łagodzi skórę, delikatnie ją natłuszcza, wzmacnia barierę ochronną i uelastycznia skórę. Duży plus za obecność tego masełka!
Wrześniowe pudełeczko zaostrzyło nasz apetyt i mieliśmy ochotę na więcej. Tamto pudełeczko było naprawdę świetne, każdy produkt używam, a nawet dwa z nich już zdenkowałam. Cień Nabla, kosmetyki naturalne - to był strzał w 10! Po tak udanym pudełeczku mogliśmy spodziewać się czegoś naprawdę super, dlatego październikowa edycja mogła nieco ostudzić nasz zapał. Liferia zawsze trzyma wysoki poziom, a my szybko przyzwyczajamy się do dobrego, więc tutaj możemy czuć lekki niedosyt. Jednak moim zdaniem jest całkiem nieźle za sprawą kilku produktów (np. masełka), których obecność bardzo ucieszyła. Na plus wpływa także fakt, iż każdy produkt jest pełnowymiarowy. Jedyne co bym zmieniła to tak jak wspominałam zamiast kredki - wolałabym na przykład jakąś maseczkę albo olejek do ciała, które świetnie sprawiłyby się podczas domowego, jesiennego spa.
ZOBACZ TAKŻE:
A co Wy sądzicie o tym pudełeczku? Jakie macie sposoby na regenerację jesienią? Lubicie takie domowe spa?