Ulubieńcy grudnia


Akurat tak się złożyło, że ostatnim wpisem w tym roku będą Ulubieńcy grudnia. Zastanawiałam się, czy publikować ten wpis, bo planuję również odkrycia i ulubieńców całego roku, jednak kilka produktów nie zasługuje jeszcze na miano ulubieńców roku, bo zbyt krótko ich używam, a są fajne i bardzo je lubię, dlatego postanowiłam, że umieszczę je w tym wpisie. Będzie to głównie kolorówka, plus jeden produkt do pielęgnacji. Zapraszam dalej!

Na początek podkład - legenda. Ciągle wykupiony w drogeriach, zarówno tych stacjonarnych jak i internetowych. Hit wielu osób, rozsławiony na blogach i youtube, czyli Catrice HD Liquid Coverage. Mój jest w nr 010, czyli najjaśniejsza dostępna wersja. Przede wszystkim podoba mi się jego kolor oraz to, jak wygląda na twarzy. Wiele osób porównuje go do innych, droższych podkładów z górnej półki. Ostatnio nawet zachwycała się nim Justyna z loveandgreatshoes. Na mojej twarzy wygląda o wiele lepiej niż Estee Lauder Double Wear. Nie warzy się i nie 'ciastkuje'. Po około miesiącu użytkowania jestem zadowolona, ale jednocześnie ciekawa, jak podkład poradzi sobie z wyższymi temperaturami latem i całonocnymi imprezami.


Kolejnym hitem, który polubiłam na tyle mocno, że pojawi się w odkryciach roku, jest cień Wanted nr 3 z Bell. Cień ten przypomina pomady do brwi, jest dosyć podobny do np. Permanent Taupe, jeśli weźmiemy pod uwagę jego właściwości i konsystencję. Do tej pory używałam wspomnianego cienia z Maybelline do podkreślenia swoich brwi, ale teraz cień ten wyparł ten z Bell. Różnią się kolorem, ale o dziwo każdy z nich na moich brwiach wygląda dosyć podobnie. Ten z Bell jest bardziej ciepły i wydaje mi się, że kolorystycznie pasuje mi troszkę lepiej. W dodatku jest bardziej masełkowaty i lepiej się go rozprowadza. Nie używałam go jeszcze jako cień na całą powiekę, ale jako pomada do brwi sprawdza się rewelacyjnie i za to znalazł się w ulubieńcach.


Co jakiś czas wracam do danych palet i cieni. Tym razem powróciłam do ulubionego duetu: On and on bronze z Maybelline oraz cień nr 402 z Inglota. Kolorystycznie są dosyć zbliżone do siebie - najpierw nakładam On and on bronze, a następnie cień z inglota. Razem tworzą duet nie do zdarcia, a kolor jest jeszcze bardziej intensywny. Uwielbiam! Już zapomniałam, jak lubię brązy na moich powiekach!


Ostatni ulubieniec to krem nawilżająco-dotleniający do twarzy Naobay. Krem szybko się wchłania i nie pozostawia tłustej warstwy. Podkład nakładany na ten krem nie roluje się, krem nie skraca jego trwałości. Jedyne co mi się nie podoba w tym kremie to zapach - jakby cytrusowy, którego na szczęście po nałożeniu już nie wyczuwam. To świetny krem na dzień, twarz jest nawilżona, gładka i miękka w dotyku.


 Znacie te kosmetyki? Co o nich sądzicie? Upolowałyście cienie z Bell albo słynny podkład z Catrice?

instagram