Nowe odkrycie starego cienia
Cześć! Dzisiaj chciałabym się z Wami podzielić moim odkryciem kosmetycznym. Robiąc porządki w szufladzie z cieniami, natknęłam się na cień Butterfly Lavante I. Dostałam go już dawno w ramach wymianki, jednak jakoś nie przypadł mi do gustu i w ogóle go nie używałam. Miał powędrować do kosza, jednak raz jeszcze chciałam zobaczyć jak wygląda. I... przepadłam :).
Takim oto sposobem dostał drugą szansę. Sprawdziłam go najpierw na dłoni, rozcierałam go stopniowo, uzyskując coraz to inny efekt.
Cień jest w okrągłym opakowaniu zamykanym na 'klik'. Niestety nie ma on żadnego numerka, nad czym ubolewam. Na odwrocie znajduje się napis Lavante I, ale z tego co się orientuję jest to nazwa serii a rzymska jedynka oznacza cień pojedynczy.
Poniżej zdjęcie przedstawiające napigmentowanie cienia - naprawdę dobre, cień lekko się osypuje przy użyciu pędzelka, ale dla mnie to nie problem, gdyż aplikuję go palcem. Można ładnie go stopniować i uzyskać różny efekt. Cień zawiera drobinki brokatu, jednym może to przeszkadzać, dla innych będzie zaletą ;).
A tutaj zdjęcia jak cień wygląda na powiece: [1], [2], [3] (postaram się zrobić dokładniejsze zdjęcia przy dziennym świetle).
U góry zdjęcia cieni w świetle dziennym, w domu, na dole - w słońcu. Widać, jak wszystkie pięknie się mienią.
Jak widać, cień jest bardzo ładny, a kosztuje grosze. Można je spotkać w małych sklepikach a także widziałam je na bazarkach. I znów mogę potwierdzić, iż "tanie nie znaczy złe", z czego bardzo się cieszę :).
Takim oto sposobem dostał drugą szansę. Sprawdziłam go najpierw na dłoni, rozcierałam go stopniowo, uzyskując coraz to inny efekt.
Cień jest w okrągłym opakowaniu zamykanym na 'klik'. Niestety nie ma on żadnego numerka, nad czym ubolewam. Na odwrocie znajduje się napis Lavante I, ale z tego co się orientuję jest to nazwa serii a rzymska jedynka oznacza cień pojedynczy.
Pod cienie zawsze używam bazy (obecnie Hean), na której cienie utrzymują się kilka godzin. Nie jest to jednak cały dzień. Ze względu na moją opadającą powiekę cień lekko się starł w załamaniu.
Tak wygląda cień Butterfly przy odrobinie słońca. Pięknie się mieni, brąz opalizuje, przechodzi w złoto.
Poniżej zdjęcie przedstawiające napigmentowanie cienia - naprawdę dobre, cień lekko się osypuje przy użyciu pędzelka, ale dla mnie to nie problem, gdyż aplikuję go palcem. Można ładnie go stopniować i uzyskać różny efekt. Cień zawiera drobinki brokatu, jednym może to przeszkadzać, dla innych będzie zaletą ;).
A tutaj zdjęcia jak cień wygląda na powiece: [1], [2], [3] (postaram się zrobić dokładniejsze zdjęcia przy dziennym świetle).
Zrobiłam jeszcze małe porównanie z dwoma cieniami - brązami, które mają podobny wygląd, zawierają małe drobinki i błyszczą się. Od lewej cień z Lenki 19S, następnie Butterfly i na końcu Inglot AMC Shine 112.
U góry zdjęcia cieni w świetle dziennym, w domu, na dole - w słońcu. Widać, jak wszystkie pięknie się mienią.
Jak widać, cień jest bardzo ładny, a kosztuje grosze. Można je spotkać w małych sklepikach a także widziałam je na bazarkach. I znów mogę potwierdzić, iż "tanie nie znaczy złe", z czego bardzo się cieszę :).